czwartek, 27 kwietnia 2017

Nie czekam na życie, bo życie nie czeka


Myśl, która mnie dręczy ostatnio: ciągle na coś czekam. I to jest nawet smutne, bo co innego gdybym za czymś goniła. Gdybym chwytała marzenia, zamieniała je w rzeczywistość. Ale nie, ja czekam. Z założonymi rękami, jakby świat nagle miał przede mną uklęknąć i zapytać, czego sobie życzę. Jakby był magicznym dżinem. I nie wiem, czy to choroba zaraźliwa, ale widzę, że prawie każdy obok na coś czeka. 
Ci samotni w parku, zawsze czekają aż się ktoś przysiądzie, zapyta co u nich, zechce ich poznać, a potem spotykać częściej. Ta dziewczyna trzymająca przez cały dzień telefon, jeśli nie w ręce, to choć w zasięgu wzroku. Czeka na wiadomość, na jakiś sygnał, na wibrowanie telefonu w rytm myśli: komuś na mnie zależy. Choć i tak się zdarza, że telefon zdradliwie zabrzęczy, informując, że bateria pada, albo ktoś łaskawie napisze, a po odczytaniu znika cała ta niesamowita radość, bo się okazało, że ktoś chciał tylko poprosić o numer do Twojej koleżanki. Ten mężczyzna, stojący na moście, na którym zginęła jego żona. Codziennie, w czwartek o 18.00. Jakby czekał aż wróci, a ona nigdy nie wraca.
I to czekanie przejawia się w jednym prostym, każdemu znanym słowie: nadzieja. To ona sprawia, że wierzymy w to, że nasze oczekiwanie ma sens, że ma cel, że prowadzi do czegoś ważnego. 
Tylko jaki to ma właściwie sens? Możesz czekać całe życie i naiwnie łudzić się, że tamten chłopak w końcu do Ciebie zagada, że siostra, z którą nie rozmawiałaś od lat nagle zadzwoni. To nie wiara i nadzieja, to głupota i egoistyczne oczekiwania bez grama wysiłku z naszej strony. Nadzieja powinna pojawiać się wtedy, kiedy już wszelkie racjonalne powody wskazują na to, że nic z tego nie będzie, że już nie masz siły, że nie dasz rady. Kiedy zrobiłeś wszystko, żeby się udało, a jednak coś poszło nie tak. Wtedy jest ona naprawdę uzasadniona, ma sens w chwilach, kiedy wszystko inne zawiodło. W innym przypadku to po prostu bezmyślne marnowanie czasu z przekonaniem, że cały świat należy do mnie, że to nie ja powinnam wyciągnąć pierwsza rękę, zrobić pierwszy krok. A kto ustala takie reguły? Chcesz ciekawych znajomych? To wyjdź z domu i poznaj ich. Chcesz odzyskać siostrę? To jej wybacz i stań w jej drzwiach ze słowami „Naprawmy to”. Możesz czekać, mieć nadzieję, karmić się złudzeniami i może nawet kiedyś doczekać się spełnienia swoich marzeń i pragnień. Ale możesz też wstać z kanapy i zacząć żyć tak jak tego pragniesz. Bez straty kolejnych lat, z szansą na tak szczęśliwe życie, że głowa mała.



I żeby nie było, zawsze mam nadzieję w Tym, który mnie umacnia. Ale ta nadzieja to nie oczekiwanie, że wystarczy machnięcie różdżką i spełni się każde moje życzenie, tylko wiara, że jeśli zrobię wszystko, co w mojej mocy, reszta już ułoży się w całość.