środa, 15 marca 2017

Idealna inaczej



Kto powiedział, że chcę być perfekcyjna? Chcę być prawdziwa.

Może i moje czoło wygląda czasami jakby było polem bitwy i właśnie stoczono na nim wojnę stulecia, oczywiście przegraną. No ale cóż, tak właśnie dzieje się kiedy dwudziestoparolatka (jak sprytnie nazwać 22-latkę?) jest przed okresem. 
Halo! Przecież nie można mnie nazwać nawet półideałem. Nie mam wymiarów 90x60x90. Kiedy się śmieję, zamiast oczu mam dwie cienkie kreski, czasami wyłania się mój drugi podbródek, a niewymalowana brew ukazuje bliznę po bliskim spotkaniu ze stolikiem ogrodowym. I co najlepsze: UWAGA! Tak, mam rozstępy i cellulit, będące świadkami mojego dojrzewania. I wiecie co? Mam to gdzieś! 
Czemu mam skupiać całą energię i cenny czas na to, by dążyć do ideału, który i tak nie jest możliwy do osiągnięcia? Bo jak można tracić życie na to, żeby gonić za czymś tak mało ważnym? To wszystko i tak przeminie. Prawda jest taka, że piękno to pojęcie względne.  Ładna buzia to tylko ładna buzia, a przecież nie żyjesz z ładną buzią tylko z ładnym charakterem. Te wszystkie kobiety, wyglądające jak klony, wciąż starające się komuś przypodobać. Powiększające biust, pośladki, wpychające botoks we wszystko, co się da. A i tak wciąż im mało, nadal biust niewystarczająco duży, nogi za grube, oko za mało błyszczące i lista kompleksów wcale się nie skurczyła. A tutaj wcale nie trzeba poprawiać się od zewnątrz, tylko zaakceptować. To wszystko tak naprawdę siedzi w Twojej głowie i to wcale nie jest oklepane hasło guru psychologii, trenerów personalnych i couchingu, tylko fakt. 
Proszę nie myśleć, że ja się wcale nie przejmuję wyglądem, albo, że należę do grona zacofanych kobiet z myśleniem z zeszłych epok. Przeciwnie, systematycznie miewam nieuzasadnione napady użalania się nad tym jak wyglądam, co z czasem udaje mi się szybko eliminować. Nie jestem hipokrytką. Ja też używam maszynki do golenia, robię makijaż, żeby ładniej wyglądać, makijaż – nie tapetę, którą można by zedrzeć szpachelką, chodzę do fryzjera czy maluję paznokcie. Nie chodzi przecież o to, żeby wyglądać jak małpa, bo tak się składa, że jesteśmy jednak ludźmi. Mniej lub bardziej ludzkimi, ale ludźmi. Chodzi o to, żeby nasze dbanie o zewnętrzny wizerunek nie przysłoniło nam dbania o nasze wnętrze. A coraz częściej można zauważyć morderczą gonitwę za tzw. image’m, tym samym obserwując spychanie na drugi plan tego, kim jestem.
Czemu tak trudno zachwycić się sobą? Odbiciem w lustrze, które jest prawdziwe – bez retuszu, Photoshopa, pozowania czy filtra pieska na snapie? I czemu wciąż dajesz się nabierać na te manipulacje na portalach społecznościowych? Przecież to jedna wielka ściema. Sama dodajesz najkorzystniejsze zdjęcie po kilkunastu próbach. Wiesz jak to działa, a wciąż patrzysz na innych i myślisz „Czemu ja tak nie wyglądam?”, zapominając, że ktoś inny może właśnie patrzy na Ciebie i myśli to samo. Bo wciąż patrzymy przez pryzmat powierzchownej otoczki, szukamy ideałów, zamiast doskonalić to, co mamy dobrego w sobie. 
Zrozum raz na zawsze, jeśli chodzi o dążenie do perfekcji, to jedyne słuszne wyjście to próba uzyskania perfekcyjnego wnętrza – charakteru szytego na miarę nieba. To jedyna budowla tworzona na mocnych fundamentach. Wszystko inne to tylko zamki na piasku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz