poniedziałek, 20 marca 2017

Muminek –prawdziwa historia stwarzania



Dorota Terakowska – nie tylko pisarka, ale również dziennikarka. Urodzona rok przed II wojną światową, zmarła w 2004 roku, pozostawiając spory dorobek literacki. „Poczwarka” zapoczątkowała moją znajomość z jej piórem. Bestseller roku 2001 nie jest dziełem debiutanckim Terakowskiej, choć porusza nowy, wręcz debiutancki temat, nieobecny we wcześniejszych książkach. Szczerze mówiąc, nieobecny zbytnio w literaturze. Autorka sięgnęła po motyw spychany w społeczeństwie, w świadomości, po temat tabu.  Omawiany przez nią problem, który umiejętnie potrafi przekazać i oswoić, jest bardzo ważny, ale niełatwy. Dorota Terakowska otwiera nową erę, otwiera oczy. Treścią swojej powieści każe nam rozejrzeć się wokoło i dostrzec to, przed czym ciągle uciekamy. Zrozumieć, że ideały istnieją tylko w bajkach, życie zaś jest pełne niedoskonałości.
Dwoje ludzi, dwie płcie, dwa różne charaktery. Adam i Ewa – małżeństwo wyrwane z katalogu Ikei. Idealny dom, świetne zaplecze zawodowe i finansowe. Do pełni szczęścia brak tylko jednego elementu. Jeden wspólny cel, a raczej największe marzenie – dziecko. Terakowska próbuje odpowiedzieć na trudne pytanie, a raczej tylko je stawia, odpowiedź pozostawiając czytelnikowi. Co się stanie, gdy w idealnym małżeństwie z biznesplanem na życie pojawi się nieidealne dziecko: dziecko zdeformowane, zniekształcone, z wieloma brakami, z jednym dodatkiem – nadwyżką chromosomów? Wyjaśniając z medycznego punktu widzenia – dziecko z zespołem Downa. Ukazuje problem choroby, inności, odmienności. A w tym wszystkim dziwnej, trudnej, niepojętej miłości. Nie tej cukierkowej, z happy-endem. Wymagającej, pełnej ofiar, ale prawdziwej. Równie wymagającej jak sama lektura „Poczwarki”. Nie jest łatwo wczuć się w sytuację bohaterów, przeniknąć w ich umysły, a co trudniejsze – w serca. Dostajemy tylko namiastkę prawdziwych ludzkich dramatów i szansę na ich zrozumienie. Co z tym zrobimy, jest naszą własną klęską lub sukcesem.
Pozbawiona intelektualnego bełkotu, którym lubią częstować autorzy, prosta w języku, a zarazem głęboka w treści, przejmująca, niebanalna, mówiąca o rzeczach trudnych w dziecinnie prosty, przystępny i przyswajalny sposób. Nie jest to „tania” książka na niedzielne popołudnie do posłodzenia kawy. Jest szalenie wymagająca. Zobowiązuje do rozejrzenia się wokół, dalej niż ściany własnego domu. Jednak na tyle blisko, by dostrzec problem za ciemną furtką ogrodu sąsiada. Terakowska zawstydza czytelnika. Książka subtelnie wytyka ludzkie przywary, pokazuje niezadowolenie z życia, narzekanie, powierzchowność, pozerstwo, hipokryzję, brak empatii. Tak subtelnie, że są w stanie je odkryć tylko ludzie wrażliwi i otwarci. Z drugiej strony, uczy cierpliwości, pokory, dostrzegania drugiego dna. Tego, że miłość nie zawsze jest łatwa i piękna, właściwie nigdy taka nie jest. Zestawia burą, ciemną, chropowatą rzeczywistość z jasnością i ciepłem naszych marzeń, wyobrażeń, uczuć i wiary.
Autorka buduje rzeczywistość pomieszaną z czymś oderwanym od realnego świata, czymś nieziemskim. Umiejętnie łączy realne życie z nieco fantastycznymi wizjami. Nie ma co liczyć na mdłe love story, wartkie akcje kryminału czy dramaty niespełnionych miłości. Należy raczej skłonić się ku portretowi psychologicznemu, a przynajmniej taki wyciąga się wniosek po lekturze „Poczwarki”, gdzie ciągle poddajemy analizie zachowania bohaterów. Terakowska szkicuje zarys postaci w sposób niezwykle złożony. Bohaterowie codziennie muszą podejmować trudne decyzje, tak naprawdę są niewolnikami własnych wyborów. Miłość łączy się z gniewem, bezsilność z troską, lęk z obojętnością. Gdzieś pośród tego wszystkiego schowane biblijne opisy i moc stwórcza Pana.
„Poczwarkę” czyta się jakby pisarka była natchniona podczas jej tworzenia. Należy docenić kunszt pisarski Terakowskiej. Odbiorcy, ceniący bogato rozwinięte opisy, rozwijające z kolei wyobraźnię, będą zachwyceni. Treść przepełniona jest feerią barw, dźwięków, emocji. Niekiedy można niemal poczuć zapach czy smak, najczęściej gorzkiego życia Adama i Ewy.
Dorota Terakowska prowadzi również monolog o doskonałości. Doskonałości, do której każdy dąży, a która niekoniecznie wzbudza sympatię. I której przecież – bez zbędnego owijania w bawełnę – nie da się osiągnąć. „Doskonałość jest zimna i boi się zbliżenia”.
Każda kolejna strona odkrywa złożoność losów i zachowań bohaterów, wyjaśnia to, co niezrozumiałe, pomaga przyswoić prawdę. Te prawdy nie są powiedziane wprost. Mają pobudzać czytelnika do intensywnego myślenia, wprowadzają w stan, w którym człowiek szuka odpowiedzi w świecie. Autorka poniekąd gra z czytelnikiem. Nie jest to jednak bezczelna próba udowodnienia, kto jest zwycięzcą, a raczej świadoma pomoc w odnalezieniu przysłowiowego skarbu. Pisze unikając wyszukanego słownictwa, bez nachalnego wmawiania, że wie więcej niż wie, że chce coś więcej przekazać niż potrafi, że jest mądrzejsza niż jest naprawdę.
Tym, co najbardziej pociąga mnie w książce jest prowokacja, którą Terakowska wykorzystuje. Skłania do osobistych refleksji, czytając doznaje się pewnego rodzaju katharsis, pomaga uwolnić tłumione emocje i blokowane w podświadomości myśli. Te, które nas przerażają, których chcemy unikać. Pytania, które boimy się zadać i odpowiedzi, których nie znamy.
Świat od wieków chroni się przed tym, co inne, co nie mieści się w ramach „normalności”, a Dorota Terakowska chce przyswoić to, co spychane na dalszy tor, chowane w piwnicach, w murach domu, w dalekich wsiach i zimnych betonach miast. W mistrzowski sposób podaje nam prawdę, robi to jednak w przyjemny sposób, wpierw pozwalając nam pokochać tę odmienność. Osobliwość jest dokładnie tym, co opisuje najważniejszą – przynajmniej według mnie – postać „Poczwarki”. Myszka może jest trochę dziwna, ale ta anormalność zawiera się w słowie wyjątkowość. Poprzez postać dziewczynki czytelnik poznaje język Boga, niezrozumiały dla przeciętnego człowieka. Autorka podkreśla ważne spostrzeżenia, ma niesamowity zmysł obserwacji. Człowiek często patrzy, ale nie widzi; słucha, ale nie słyszy. I nie próbuje zrozumieć. A zrozumienie jest tym wszystkim, czego wciąż nam brakuje.
Terakowskiej należą się gratulacje. I nie ma co doszukiwać się tutaj panegiryku na jej cześć, bo nie o samą autorkę chodzi, choć ciężko jej coś zarzucić w „Poczwarce”. Zwykle krytyczna co do wszystkiego, muszę dostrzec i docenić lekkość pióra, jaką posłużyła się w dziele. I swobodę, z jaką potrafi opisać tak trudny temat. Do tego dołącza wrażliwość. Utwór ani przez chwilę mnie nie znudził, te ponad 300 stron czytałam w ogromnym skupieniu. Zazwyczaj przeszkadzające przy koncentracji głosy dochodzące z domu, nie potrafiły oderwać mnie od czytania. Po skończeniu lektury chce się wstać, wyjść z domu i zostać wolontariuszem. Treść pobudza do czynienia dobra, otwiera w człowieku to, co kruche, delikatne, niedotknięte niszczącą ręką zła.
„Poczwarka” to pozycja, która powinna trafić w każde ręce. Choć na jej zrozumienie, rzecz jasna, wpływ będzie miał jednak próg wiekowy. Czytałam książkę jako początkująca nastolatka i pewne obrazy, wnioski, osobiste przeżycia musiały u mnie dojrzeć z wiekiem, bym teraz odebrała lekturę w taki sposób: zachwycona, patrząca szerzej niż dotychczas, z  nieco bardziej otwartym umysłem. Zastanawia mnie jedno: jak tak dobra książka nie doczekała się jeszcze ekranizacji? Być może sama jest sobie winna, bo jak zrobić dobry film, by nie umniejszyć treści, nie okroić z wartości, nie spłycić tematu? Podobno niemożliwe nie istnieje. Zatem cierpliwie czekam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz