Ludzie
lubią stabilność, a nade wszystko normalność, rozumianą jako normalne to, co
jest znane i przyjęte przez większość społeczeństwa. Człowiek boi się nieznanego,
innego. Woli nie mówić o tym, czego nie rozumie. I udawać, że to nie istnieje. Ale
nie da się, a przede wszystkim nie wolno nam, zamknąć oczu na rzeczywistość.
XXI
wiek – czasy nowoczesności, indywidualności, wszelako rozumianej wolności. A
jednak ludzie wciąż wzdrygają się na słowo niepełnosprawność.
Na czym więc polega problem, skoro świadomość społeczeństwa ciągle wzrasta,
media podsuwają obrazy osób niepełnosprawnych i istnieje ogólna idea oswajania
się z chorobami i kalectwem? Mimo to w czasach, gdy powstają wciąż nowe
fundacje i organizacje, wspierające osoby dotknięte niepełnosprawnością i ich
rodziny, nadal wolimy nie słyszeć, nie widzieć i nie czuć takiej osoby. A już
na pewno, nie staramy się jej zrozumieć. Myślę, że tabuizowanie
niepełnosprawności to niepokojące zjawisko, które powinno się jak najszybciej
zmienić.
Moim
zdaniem, sprawcą problemu jest brak edukacji w tej dziedzinie. Tak naprawdę,
mało wiemy o niepełnosprawności, o zachowaniu osób nią dotkniętych, a to co
nieznane nas przeraża. Osoby niepełnosprawne to nie tylko osoby poruszające się
na wózku, „bełkoczące”, śliniące się czy zachowujące się jak dzieci. Są różne
rodzaje niepełnosprawności, o czym często zapominamy. Mamy zniekształcony
obraz, jesteśmy niedouczeni. Przez takie stereotypy cierpią niewinni ludzie, bo
przecież nikt nie wybrał sobie choroby. To często wykształceni ludzie, bardzo
inteligentni, z ciekawymi zdolnościami. Niektórzy nie mają rąk, nóg,
umiejętności sprawnego poruszania się ciałem, ale mają całkiem sprawne mózgi. I
chyba o wiele sprawniejsze serca.
Może
gdybym powiedziała, że osoby niepełnosprawne potrafią być inspiracją, wydałoby
się to dziwne. Prawda jest taka, że potrafią. Podziwiam i uwielbiam Nicka
Vujicica, który urodził się bez kończyn. Ale jeździ po całym świecie i motywuje
miliony ludzi do korzystania z życia. I oczywiście, nie przedstawia tylko
teorii, bo sam ze swojego korzysta równie mocno. Jego słynne słowa, które
również są tytułem książki „Bez rąk, bez nóg, bez ograniczeń”, stały się dewizą
życiową wielu ludzi. I co najważniejsze dla mnie, ten człowiek łamie kolejny
stereotyp, pokazując, że nie trzeba być w pełni sprawnym fizycznie, by mieć
sprawne serce. Ma piękną żonę i dwóch synów. Jak widać,
można.
Kilka
lat temu przeczytałam książkę Doroty Terakowskiej pt. „Poczwarka”. Bohaterowie
to idealne małżeństwo z idealnym życiem. I nagle pojawia się problem - według
nich - bo na świat przychodzi nieidealne dziecko – dziecko z zespołem Downa.
Autorka książki pokazuje bardzo ważną rzecz – może trzeba więcej czasu i uwagi
poświęcić takiemu dziecku, ale kocha się je równie mocno jak inne dzieci. Otwiera
ona oczy na to, co trudno zauważyć, czego często nie widzimy. Niepełnosprawni
nie są gorsi. Nie są też wybrakowani przez los, co więcej, są właśnie
obdarowani. Są darem losu.
Nie
dziwi mnie fakt, że każda matka modli się przed porodem, żeby dziecko nie było
chore. To normalne. Każdy chce być zdrowy i piękny. Nie każdy może. Ale nie
potrafię zrozumieć jak bardzo potrafimy izolować się od ludzi
niepełnosprawnych, bo choć oni starają się wychodzić do ludzi, jakoś żyć w
społeczeństwie, tak społeczeństwo woli zamknąć się w swoich bezpiecznych
grupach. Przecież niepełnosprawność to nie wirus - nie zaraża. I wciąż nie
wiemy jak się zachować, gdy chcemy powitać kogoś bez ręki. Nie mamy wyczucia.
Strach przed popełnieniem nietaktu nas paraliżuje. Nie chcemy widzieć toczącej
się z ust śliny. Wolimy, żeby nie poproszono nas o pomoc, bo nie będziemy
wiedzieli jak pomóc. Nie wiemy jak zachować się w stosunku do osoby jeżdżącej
na wózku inwalidzkim. Co powiedzieć, aby takiej osoby przypadkiem nie urazić.
Często właśnie dlatego nie mówimy nic. Kiedy świat zamyka się na
niepełnosprawne osoby, one też zamykają się na świat. A znacznie trudniej
żyje się im w poczuciu wyalienowania. Powinniśmy być dla nich wsparciem,
spotkali już na swojej drodze wystarczająco wiele trudności. Architektura też
nie zawsze bywa pomocna. W wielu miejscach wciąż nie jest dostosowana do
potrzeb osób poruszających się na wózkach, bądź o kulach. Brak wind, podjazdów,
wysokie krawężniki, niedostosowane toalety. Niby wszyscy wiemy, jak jest. Niby
wszyscy jesteśmy tacy nowocześni i otwarci, a wciąż nic z tym nie robimy.
W gimnazjum jeździłam
do podopiecznych Stowarzyszenia Radość na Warsztaty Terapii Zajęciowej w
Bobrowej. Takie spotkania z ludźmi niepełnosprawnymi, kiedy jest się młodym i
ciągle się kształtuje, uwrażliwiają na całe życie. Bazując na własnych
doświadczeniach, uważam, że w każdej szkole powinny odbywać się tego typu
zajęcia, gdzie młodzi oswajali by się z chorobą i mogli poznać osoby chore jako
ludzi, którzy tak naprawdę niczym się od nas nie różnią. Jan Paweł II mówił, że
niepełnosprawność nie umniejsza godności ludzkiej. I każdy ma takie same
prawa. Zaś Maria Grzegorzewska, twórczyni pedagogiki specjalnej w Polsce
kierowała się hasłem Instytutu, którego była dyrektorem „Nie ma kaleki - Jest
człowiek”. Myślę, że to kwintesencja niepełnosprawności, po prostu oprócz
człowieczeństwa, mają jeszcze chorobę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz